Powietrze podlaskiego lasu było ciepłe, choć rześkie, przesiąknięte zarówno gwarem młodych głosów jak i niedawno padającym letnim deszczem. Blask płomieni odbijał się w guzikach i sprzączkach, tańczył na pasmach włosów zebranych przez druhny w kucyki i warkocze, hipnotyzował wpatrzone w stos oczy. To była ostatnia noc, za dwadzieścia cztery godziny w tym miejscu nie pozostanie żaden ślad, który miałby świadczyć o tym, że przez ostatnie tygodnie ten las był domem dla setki harcerek i harcerzy. Z ich gardeł wydobywał się śpiew, słowa piosenki leciały prosto w ciemne, lipcowe niebo.
Czyjś głos w leśnej ciszy prosi…
Estera Jankowska kołysała się w rytm piosenki. Cała zdawała się być zanurzona w melodii. Oparła głowę o ramię siedzącej obok niej Jagny Bazan, muskając przy tym rudymi kosmykami szary rękaw bluzy mundurowej.
– Będzie mi tego brakować – szepnęła przyjaciółce do ucha.
– No chyba mi nie powiesz, że odchodzisz. – Jagna szturchnęła ją w łokieć. – To tylko przekazanie do wędrowniczek.
Tylko przekazanie do wędrowniczek… a jednak czarnowłosa odczuwała brak zdjętego dziś rano brązowego sznura bardziej niż chciałaby to przyznać. Cztery lata w Łodyżkach, w tym dwa lata jako ich zastępowa sprawiły, że Bazanówna zżyła się z dziewczynami na tyle, że realnie stały się dla niej siostrami. Przynajmniej w ten sposób, jako jedynaczka, mogła mieć rodzeństwo.
Zamyśliła się. Przed oczami miała wspomnienie siebie przy innym ogniu w inną noc. Jej duże, błękitne oczy błyszczały z ekscytacji, która towarzyszyła trzynastolatce od porannego apelu drużyny. Wtedy właśnie starsza siostra jej najlepszej przyjaciółki, Judyta Jankowska, przekazała zastęp w ręce Jagny. Tamtego wieczoru zastanawiała się jakie uczucia towarzyszą zastępowej, gdy przekazuje swoje kaczątka pod inne skrzydła. Dziś, dwa lata później, gdy sznur o kolorze kory dębowej spoczął na lewej piersi jej następczyni, czuła dumę, ale też mieszankę smutku, nostalgii i niepewności.
Uniosła lekko kąciki ust. Z ich dwójki to Estka była tą, która łatwiej popadała w melancholijne zamyślenie. Zielone oczy jej najbliższej przyjaciółki tak często się szkliły, jak gdyby widziały coś dalej i głębiej. To ona częściej strącała swoimi szczupłymi, długimi palcami koraliki ukrytych pod jasnymi rzęsami łez. Od pierwszej zbiórki, gdy nawiązała się między nimi nić siostrzanej miłości, to Estka była bryzą, Jagna zaś sztormem, iskrą, płomieniem w spojrzeniu…
– Choć wysłuchaliśmy dziś już opowieści każdej z drużyn… – Druhna komendantka sunęła wokół ogniska lekko niczym liść na wietrze, jej stopy zdawały się ledwie tylko muskać ziemi. – …to mamy dziś szczególnych gości podczas dzisiejszego ogniska. Po dziesięciu dniach wędrówki dotarły do nas wędrowniczki z Fioletowej…
– Wrzosowej! – zakrzyknął chór głosów.
– Tak, Wrzosowej Piętnastki – poprawiła się ze śmiechem. – Dziewczyny przeszły długie kilometry, aby wśród nas zakończyć swój obóz.
Spośród drzew wyłoniły się dziewczęce sylwetki, tak jakby uśpione oczekiwały słów zaklęcia, które obudzi je i przywoła do wspólnego ognia. Kapelusze na ich głowach niczym statki płynęły w ciemnym oceanie nocy, oczy błyszczały pomimo widocznego zmęczenia i niewyspania. Pierwsza spośród zarośli wyszła ich drużynowa. Pewnym krokiem przeszła obok zebranych wokół płomieni dziewcząt i chłopców, prowadząc za sobą dziewiątkę szarych cieni.
– Na imię mam Łucja, choć las zwie mnie Mglistą Szarotką – zaczęła snuć swą opowieść cicho, niemal szeptem. Krążyła wokół stosu ogniskowego z dłońmi splecionymi za plecami, pozwalając, by dym owiewał ją siwą chmurą. – Wraz z Wrzosową Strażą śpimy pod baldachimem nieba, pijemy poranną rosę i wędrujemy po bezdrożach pól i lasów…
Estera wpatrywała się w nią jak zaczarowana. Choć wizja zmiany drużyny napełniała jej potrzebę stałości niepokojem, to jednocześnie w głębi serca odnajdywała fascynację. Już jako mała harcerka była pod ogromnym wrażeniem starszych druhen, a kiedy jej starsza siostra dołączyła do ich grona – opowieści o biwakach i o pierwszym obozie wędrownym jakimi karmiła swoje rodzeństwo wieczorami przy herbacie tylko pogłębiały to uczucie.
Na karku czuła dreszcz, podobny do tego, który towarzyszył jej kilka lat wcześniej. Tamtego dnia razem z Jagną przyjechały po raz pierwszy do lasu ostatniego dnia kolonii zuchowej. Wszystko było nowe, nieznane. Powietrze pachniało tajemnicą i przygodą, jak gdyby zdradzało, że już niedługo to małe harcerskie miasteczko wśród drzew będzie dla nich domem, do którego po całorocznym oczekiwaniu będą wracać z utęsknieniem.
– Dzisiaj jednak jesteśmy tutaj z wami, ponieważ zew przygody wezwał do nas dwie druhny – głos Łucji Kamienieckiej przywołał z powrotem myśli Jankowskiej z wędrówki po wspomnieniach. Estera ścisnęła dłoń przyjaciółki. Wiedziała dobrze, że to o nich. – Przychodzi taki dzień w życiu każdej harcerki kiedy wyrusza przed siebie, a droga staje się domem. Dlatego wołam każdą z was, dla której nadszedł ten moment. Jagno Bazan, Estero Jankowska, podejdźcie do ognia.
Jagna poderwała się jako pierwsza i wyciągnęła rękę w stronę przyjaciółki, tak jakby zapraszała ją na kolejną wspólną przygodę. Ruda chwyciła nadgarstek swoimi długimi, szczupłymi palcami i podciągnęła się. Otrzepała szarą spódnicę z niewidocznego pyłu i niepewnym krokiem skierowała się w stronę watry. Drużynowa wędrowniczek zerkała na nie swoimi jasnymi oczami zza dużych szkieł okularów. Jej uśmiech był łagodny, unoszący delikatnie kąciki ust w stronę szczupłych, zaróżowionych policzków.
Estka czuła na sobie wzrok całego zgrupowania. Miała ochotę schować się w sobie, byleby tylko nie być w centrum uwagi. Nie znosiła tego, wolała raczej trzymać się z boku, cicho uczestniczyć w życiu zastępu niż nim kierować. Odpowiadała jej dotychczasowa rola skryby, tej harcerki która obserwowała i ubierała w słowa to, co przeżywały jej siostry. Dziś rano oddała zeszyt zapisany jej drobnym pismem młodszej z Łodyżek, czuła się przy tym tak, jakby razem z czarnym notesem w czyjeś ręce odstąpiła jasno zdefiniowaną funkcję we wrzosowej rodzinie. Teraz miała stanąć przed setką par oczu, przyglądających się temu jak przechodzi w nową rolę, w której jeszcze nie miała wyraźnie zarysowanej mapy jak się poruszać.
– Wchodzicie dzisiaj na zupełnie nowy szlak – Łucja ściszyła głos tak, żeby tylko dwie przyjaciółki mogły ją słyszeć. – To normalne, że czujecie się jeszcze niepewnie na bezdrożach, nie macie jeszcze doświadczenia jako wędrowniczki. Każda z nas była w tym miejscu, każda z nas się czegoś bała.
Drużynowa wędrowniczek sprawnym ruchem rozsupłała węzeł na chuście Jagny, potem to samo zrobiła z chustą Estery. Fioletowy, wypłowiały już materiał spoczął swobodnie na szarym płótnie ich koszul mundurowych. W jej dłoniach niepostrzeżenie znalazły się dwa drewniane pierścienie.
– Chciałabym was powitać na tej pięknej drodze. Otrzymujecie właśnie pierścienie, które mają was wyróżniać wśród harcerek jako te, które nie tyle nie boją się niewyznaczonych ścieżek, co odważnie pokonują lęk przed zagubieniem. Na nich wypalone zostały wrzosowe gałązki, żebyście nie zapominały, że gdziekolwiek nie zaprowadziłaby was droga, zawsze pozostaniecie częścią wrzosowej rodziny.
Zanim obie dziewczęta zdążyły przetworzyć to, co właśnie usłyszały, ich chusty zostały spięte drewnem. Starsze druhny z Wrzosowej Straży, które do tej pory stały z tyłu, zbliżyły się do nich, jakby tylko czekały na znak od swojej przewodniczki by otoczyć nowe członkinie półkolem.
– Cieszę się, że jesteście z nami – zakończyła swoją wypowiedź Łucja, wyciągając przy tym swoją lewą dłoń do uścisku. – Na cześć nowych wędrowniczek we Wrzosowej Piętnastce czuj, czuj!
– Czuwaj! – okrzyknął jej las.
***
Nastawał już świt i słońce nieśmiało wynurzało swoje odbicie znad morza drzew. Przy obrzędowym ogniu zostało już dużo mniej osób – tradycją obozową było, że tylko od samarytanki i ćwika w górę można było spędzić całą noc przy płomieniach watry. Dla Jagny i Estery był to pierwszy raz, swoje stopnie zamknęły w trakcie tegorocznego obozu. Ogień powoli dogasał, do wschodu dotrwały kadry drużyn, część zastępowych oraz wędrowniczki i wędrownicy wraz z kadrami gromad zuchowych, które dojechały na końcówkę obozu.
Jagna ziewnęła przeciągle, przecierając przy tym zmęczone oczy. Choć morzyła ją już senność, przyjęła sobie za punkt honoru, że od ognia przez całą noc nie odejdzie. Krążyła wśród pozostałych uczestników warty, co i raz dołączając się do trwającej dyskusji. Zdążyła zamienić kilka słów z każdą z członkiń swojej nowej drużyny, wtrącić się w dyskusję zastępowych i zaśmiać się z żartu nowego przybocznego bratniej drużyny harcerzy. Wszędzie było jej pełno, zdawałoby się, że nie jest w stanie usiąść w jednym miejscu na dłużej.
Zerkała co jakiś czas w kierunku Jankowskich, siedzących kawałek dalej i pochłoniętych rozmową. Estera i Judyta, szczególnie gdy siedziały obok siebie w mundurach harcerskich, było trudno od siebie odróżnić jeśli się ich dobrze nie znało. Obie dziewczęta splatały swoje rude loki w dwa długie warkocze, okalające dwie delikatne twarze. Przez ostatnie dwa lata wiele osób rozróżniało je po tym, że we Wrzosowym Szczepie harcerki nosiły czarne berety, a wędrowniczki – czarne kapelusze. To jednak miało się już zaraz zmienić. Dla Jagi jednak różnica była dość oczywista – przede wszystkim policzki starszej z sióstr były obficiej obsypane piegami, podczas gdy u młodszej pojawiały się drobniejsze, bledsze, skupione głównie na nosie.
Estera siedziała z kolanami podciągniętymi do klatki piersiowej, obejmowała je swoimi szczupłymi ramionami. Postawa Judyty była bardziej swobodna, nogi miała splecione po turecku, jej ręka obejmowała plecy siostry.
– Jak się czujesz jako świeżo upieczona wędrowniczka?
Estka zamyśliła się. Dotychczasowa opowieść o tym, co działo się w trakcie obozu nie sprawiała jej większych trudności, z ożywieniem relacjonowała Judycie ostatnie trzy tygodnie, to pytanie jednak wybiło ją z rytmu. Dla niej miniony wieczór jeszcze trwał, nie przetworzyła jeszcze swoich emocji związanych ze zmianą drużyny. Nie była to zmiana niespodziewana, a o tym że koniec tegorocznego obozu będzie jednocześnie momentem pożegnania z drużyną harcerek wiedziała już od zakończenia zimowiska. Mimo to, pomimo stopniowego oswajania się z tą myślą, nadal była to dla niej zmiana trudna.
– Jeszcze nie wiem – westchnęła. – Mam wrażenie, że powinnam się z tego cieszyć, ale chyba nie potrafię. Muszę się przyzwyczaić do tego, że już nie jestem harcerką.
– Ależ jesteś harcerką! – Judyta poprawiła ją delikatnie. – Nie jesteś już w drużynie harcerek, to prawda, ale harcerką nadal jesteś. Daj sobie czas, ja też bardzo bałam się tego przejścia, sama pamiętasz. A teraz? Uważam, że to jest moja najlepsza przygoda.
– Nasza najlepsza przygoda! – wtrąciła się Jagna, która niepostrzeżenie znalazła się za plecami swoich przyjaciółek. – Och, Estka, nawet nie wiesz jak się cieszę, że będziemy w tym razem! Nie chciałabym zostawać wędrowniczką bez mojego Ognika.
Estera uśmiechnęła się lekko. Na swój sposób zazdrościła Jadze jej czystego, niepohamowanego entuzjazmu. Ona sama, pomimo różnych swoich wątpliwości i obaw, nie mogłaby powiedzieć, że nie cieszy się na myśl o tym, co czeka na nie w drużynie wędrowniczek. Rok temu, gdy Judyta wróciła ze swojego pierwszego obozu, z zachwytem i fascynacją słuchała opowieści o wędrówce po górach Rumunii, o spaniu na polanie u szczytu poza zasięgiem sieci. Oswajając zmianę, fantazjowała o przygodach, które będą czekać ją i Jagnę.
– Słońce już wstało – nad ich głowami zabrzmiał głos druhny obożnej. – A to znaczy, że przyszedł czas by kończyć wartę. Przybocznych i zastępowych poproszę o to, byście zadbali o zagaszenie ognia.
Młodsza Jankowska przymknęła oczy. Mimo wszystko, czuła się tutaj dobrze – w lesie, ze swoją najlepszą przyjaciółką, wiedząc, że w zmianę nie wchodzi zupełnie sama.
Jeśli podobał Ci się ten rozdział, możesz rozważyć postawienie mi kawy.